poniedziałek, 28 lipca 2014

Rozdział 1

"W życiu bowiem istnieją rzeczy,
o które warto walczyć do samego końca."

Nazywam się Draco Lucjusz Malfoy, do Hogwartu zacząłem chodzić w.. . który o był rak. Ach tak, w 1991. Od razu trafiłem do Slytherinu gdy tylko ta stara Tiara Przydziały dotknęła czubka mojej głowy. Oj byłem … Co ja mówię, dalej jestem z tego powodu dumny. Przez całą moją młodość w szkole zachowywałem się jakby zamek należał do mnie. Wszystko byłoby takie piękne gdyby nie Potter który panoszył się po całym Hogwarcie razem ze swoim wiernym giermkiem Weasley’em. Strasznie to denerwowało. I jeszcze ta Granger „miss całej wiedzy z biblioteki”. Wszędzie wciskała ten swój nochal przed którym się nic nie ukryło. Nawet biedna Rita Skeeter nie dała rady przy niej zachować swojej tajemnicy, szybko wyniuchała, ż ta dziennikarka jest animagiem, nielegalnym animagiem.

Historia którą chcę wam opowiedzieć  zaczęła się już na szóstym roku mojej nauki w Szkole Magii i Czarodziejstwa, kiedy to Czarny Pan chcąc się zemścić na moim ojcu uczynił mnie śmierciożercą. Jaki ja byłe głupi, wtedy byłem dumny, zadowolony. Czułem się wyróżniony , że to mi powierzono tak ważne zadanie. Nie dostrzegałem wtedy, że to miała być kara. Okrutna kara dla mojej rodziny. Ale w ciągu tego szóstego roku było mi coraz ciężej. Każdy mój plan polegał w gruzach, nic mi nie wychodziło, a On się tylko denerwował. Czułem to wtedy, czułem jego gniew. Przeklęty mroczny znak.
Ale nie podołałem zadaniu. To nie ja zabiłem Albusa Dumbledore. Tylko ten przeklęty Snape. Gdyby nie wszedł mi wtedy w drogę, gdyby się piekielny nietoperz nauczył nie wtrącać w nieswoje sprawy to pewnie bym nie skończył jak skończyłem. Moja matka nie byłaby tam gdzie jest teraz.  Tak bardzo go nienawidzę.
Kiedy Severus zabił człowieka który mu tak mocno ufał, teleportowaliśmy się prosto do jego nędznej chaty. A On już tam czekał i był w wyśmienitym nastroju. Jednak to Go nie uspokoiło, to nie ja wykonałem zadanie, karę musiałem ponieść. Tylko dlaczego nie mógł się skupić tylko na mnie ? Dlaczego do jasnej cholery nie mógł tylko mnie ranić ? Czym zawiniła moja matka? A oni wszyscy tam byli, zwijali się ze śmiechu. Co niedzielę widziałem ich u nas na dworze, herbatki, obiady i inne. A teraz tylko patrzyli jak moja matka cierpi. Właśnie wtedy zrozumiałem, że droga którą wybrał mój ojciec była zła i nieodpowiednia.
Musiałem patrzeć ja śmierciożercy znęcają się nad moją rodzicielką, jak ją torturują z uśmieszkiem na ustach, jaką przyjemność im to sprawia. Nikt nie pomógł, mi nie pozwalali pomóc.
- Dość!- Rozległ się piskliwy głos. – Nie zabijajcie jej, niech Malfoyowie wiedzą jaki jestem łaskawy. W końcu Albus nie żyje, a o to chodziło.
I ze śmiechem na ustach Czarny Pan aportował się wraz ze śmierciożercami. Gdzie ? Nie obchodziło mnie to. Miałem nadzieję, że jak najdalej ode mnie.
Ledwo dałem radę podnieść moją matkę, samy byłem wyczerpany po kilku zaklęciach Cruciatus, ale dałem radę. Zmęczony fizycznie i psychicznie, skupiłem się z całej siły na swoim celu, na Londynie, Szpitalu Świętego Munga. I Już po ułamku sekundy się tam znajdowałem. Nawet dwóch minut nie musiałem czekać aż uzdrowiciele wezmą ode mnie rodzicielkę. Sam opadłem na krzesło i czekałem. Czekałem aż powiedzą, że ona przeżyje. Poprzysięgłem zemstę, na Crabbie , Goyle’u i innych którzy tam byli.
Po godzinie wrócili do mnie uzdrowiciele. Pozwolili mi wejść do sali mojej matki. Nie byłem w stanie rozpoznać tej kobiety na łóżku, łysa, poobijana, posiniaczona. Patrzyła bez emocji na ścianę. Nie rozpoznała mnie.  Własnego syna nie była w stanie rozpoznać. To był straszny ból. Nic do mnie nie docierało z tego, co mówili do mnie uzdrowiciele. Zrozumiałem tylko to, że jej umysł został uszkodzony, a że było to spowodowane czarami nic nie mogli zrobić. Ona miała być taka do końca. Już nigdy miała mnie nie rozpoznać.
Spędziłem z nią kilkanaście godzin.  Ale wiedziałem gdzie muszę jeszcze iść i z kim musze porozmawiać.
***
- Profesor McGonagall, nie wiem jak pani dziękować.
- Nie dziękuj mi Draco. Cieszę się, że zrozumiałeś. Jednak dlaczego musiało dojść do tragedii abyś wiedział, jaką ścieżkę w życiu wybrać?
McGonagall wysłuchała całej mojej historii, pomogła mi. Zaproponowała mi bym skończył w Hogwarcie naukę. A że do końca roku pozostało jeszcze dwa miesiące,  to dla mojego bezpieczeństwa pozwoliła mi zamieszkać w zamku. Jednak całkiem fajna z niej kobieta, jeśli tylko nie zaciska tych swoich ust w taką jedną kreseczkę.
Zamieszkałem w zamku razem z profesorami i duchami. Jadłem z nimi przy jednym stole. Było całkiem przyjemnie. Oni zaakceptowali mnie, przyjęli z otwartymi ramionami. Ale z każdym dniem coraz bliżej było do rozpoczęcia roku a co za tym idzie do spotkania trójki gryfonów. Ta myśl nie była dla mnie przyjemna. Wiem, że po zeszłym roku nienawidzą mnie jeszcze bardziej (jeśli w ogóle tak się dało), a tego nie chciałem.
W ciągu tych dwóch miesięcy poznałem więcej zakątków w zamku niż przez wszystkie sześć lat nauki tutaj.  Najbardziej lubiłem w gwieździste noce przesiadywać na wieży astronomicznej, tam właśnie pisałem swój dziennik. Miałem nadzieję, że ktoś kto znajdzie się w takiej sytuacji jak ja, przeczyta go. Zrozumie.  I tak na pisaniu spędzałem swoje dnie, aż nadszedł poranek pierwszego września. I Hogwart nie miał być już taki pusty, za niedługo miał zapanować uczniowski hałas i gwar. Dwa miesiące tak szybko mi minęły.
Na ucztę powitalną przybyłem kiedy pierwsi uczniowie weszli już do Wielkiej Sali. Usiadłem koło Blaise, czarnoskórego młodzieńca, przyjaciela z poprzednich lat.
- Draco, a ty co tutaj robisz ? Nie widziałem Cię w pociągu.
- Prawie się spóźniłem, usiadłem w wolnym przedziale.
Nie chciałem się zwierzać  Diabłu, że lato spędziłem w zamku. Pragnąłem zachować o dla siebie.
- Nie spodziewałem się Ciebie w tym roku, no wiesz po zeszłorocznej akcji.
- Dobra, weź skończ. Tiara Przydziału właśnie przemawia.
I wcale nie kłamałem. Nagle zagrzmiał skrzeczący głos kapelusza. Nie pamiętam dokładnie tej piosenki, ale była dość długa. Coś tam pogadała o przyjaźni i takich tam. No jak co roku. Gdy tylko skończyła się ceremonia przedziału zaczęła przemawiać McGonagall. Zauważyłem, że nie usiadła na fotelu dyrektora po środku stołu, nie. To miejsce pozostało puste. Profesorka transmutacji siedziała na swoim starym miejscu wicedyrektorki.
- Ty blond gnido !
Obróciłem się akurat na spotkanie z pięścią Pottera. Nie broniłem się, wiedziałem, że zasłużyłem na porządny łomot. Dopiero po chwili wtrącił się ten nieokrzesany olbrzym, Hagrid, wyprowadzając Pottera z Wielkiej Sali. Wtedy zauważyłem wszystkie oczy zwrócone w moją stronę. Nie mogłem znieść ani tej ciszy ani tego odstrzału. W głowach większości z nich byłem już od dawna skreślony. Jedynie Ślizgoni mruczeli coś między sobą oburzeni zachowaniem gryfona. Nie wytrzymałem tego, musiałem wyjść, zmienić jak najszybciej pomieszczenie. Zostać sam. Mijając stół gryfonów spojrzałem proso na Granger. Wydoroślała przez wakacje, twarz jej złagodniała i dostała też kobiecych kształtów. Ale wtedy skupiłem się na jej oczach. Były czekoladowe przepełnione niedowierzaniem wymieszanym z bólem. Nie złością tylko bólem. To było dość dziwne, widzieć to samo uczucie które mnie samego nie opuszczało od wielu dni.
Dopiero w drodze do swojego dormitorium dotarło do mnie, że nie zauważyłem nigdzie Rudzielca. Czyżby wybiegł za Potterem. No tak, jego wierny Giermek. 

10 komentarzy:

  1. Od dawna szukam dobrego opowiadania z punktu widzenia Draco. I w końcu znalazłam. Ten rozdział był po prostu, jak by to powiedzieć, genialny, super, odlotowy.
    Wyłapałam jeden błąd- powinno być do początku roku albo do końca wakacji. Ale nie martw si€ błędy zdarzają się każdemu.

    Z niecierpliwością czekam na nexta
    Luna

    Ps Zapraszam do mnie http://dziecismoka.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. Jej... Naprawdę mi się spodobało. Pierwszy raz czytam jakiekolwiek opowiadanie z punktu Draco i ... powiem szczerze, że niezmiernie mi się podoba! :3
    Czekam na więcej!
    ps. Zapraszam też na moją opowieść Dramione http://ipromiseyou-wewillbefriendsagain.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  3. Ciekawe co stało się z Ronem, ale to mam nadzieję, wyjaśnisz później. Co do całości podoba mi się, że wyjaśniłaś powód zmiany Dracona, a nie że po protu zmienił strony. Dodatkowo nie opuściłaś tego jak skrzywdzili jego matkę, ani jego spotkania z McGonagall. Jednak czcionka zmieniła ci się w drugiej części postu.
    Został mi jeszcze jeden rozdział, więc lecę.
    Croy

    OdpowiedzUsuń
  4. Świetne, że nie jest napisane z punktu widzenia Hermiony, uwielbiam blogi o Dramione, ten jest bardzo ciekawy ;)Pozdrawiam i zapraszam do mnie http://alex2708.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  5. Wow naprawdę nieźle sie zapowiada

    OdpowiedzUsuń
  6. Heh... Ciekawie, ciekawie... Lecę czytać następny!

    OdpowiedzUsuń
  7. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  8. Zaczyna się fenomenalnie. Takie spojrzenie ze strony Dracona i ta jego zmiana bardzo mi odpowiadają :) no to teraz kolejny ~

    OdpowiedzUsuń
  9. Cieszy mnie to, że podałaś mocny i konkretny powód zmiany Draco. Wspaniałe jest to, iż nie uklepałaś drogi poprzedników tekstem " poczułem, że ją kocham " czy " o boże zmieniłem się " .
    Chwała Ci za pomysł :D

    OdpowiedzUsuń
  10. Wczoraj naszła mnie ogromna ochota na funfiction z udziałem Draco, więc czytałam rozdział z przyjemnością! Bardzo zdziwiło mnie, to że Malfoy szukał pomocy u McGonagall. Ale może i to naturalne. W końcu jakby stracił matkę.
    No i wydaję mi się, że czytałaś Księcia Półkrwi, bo wydaję mi się, że w filmie nie wspomniano nic o tym, że zlecone przez Voldemorta zadanie było tylko karą za czyny Lucjusza.

    OdpowiedzUsuń