wtorek, 19 sierpnia 2014

Rozdział 3

„Blizny mogą się przydać. Sam mam jedną nad lewym kolanem,
 jest doskonałym planem londyńskiego metra.. ”

Ból odszedł tak samo niespodziewanie jak się pojawił. Kiedy wyprostowałem kolana zdążyłem zauważyć burzę brązowych włosów znikających zza rogiem, z nikim się tych kudłów nie da pomylić – Granger. Przeklinając w głowie siebie i mugolaczkę wszedłem z przyjaciółmi do Wielkiej Sali. Nie słuchałem Pansy ani Diabła kiedy opowiadali … sam nawet nie wiem o czym dokładnie mówili, żadne z ich słów do mnie nie docierało. W głowie miałem tylko jedną myśl – upokorzenie. Jeśli ta szlama rozpowie, jak zwijałem się z bólu będę skończony.
Nie byłem specjalnie głodny, dłubałem widelcem w talerzu mając mętlik w głowie. Moje myśli wyglądały mniej więcej tak : zabiję Granger jeśli choć słówko piśnie, że mnie widziała, co Voldemort może chcieć, dlaczego szykuje zebranie, czy ta Gryfonka dziwnie się na mnie właśnie popatrzyła, pewni już papla swoim szlamowatym jęzorem na prawo i lewo, chyba musze powiedzieć McGonagall, że Czarny Pan wzywa swoje sługi.
Tak, bardziej się przejmowałem tym, co może powiedzieć Granger niż tym co szykuje Voldemort. Nawet przed samym sobą nie potrafiłem się przyznać, że nie obchodziło mnie, czy ona coś komuś powie, tylko że ona to widziała. Czułem się upokorzony – Malfoy zwijający się z bólu.
- Idę do dyrektorki powiedzieć  o mrocznym znaku – powiedziałem szeptem tak aby tylko Blaise mógł mnie usłyszeć. Skinął lekko głowom na znak że usłyszał, a ja nie patrząc na stół gryfonów wyszedłem z Wielkiej Sali.
McGonagall nie zmieniła swojego gabinetu przy klasie do transmutacji na gabinet dyrektora Hogwartu, tak więc drogę do niej pokonałem raz dwa. Przed drzwiami wziąłem jeszcze dwa oddechy i dopiero wtedy zapukałem.
- Proszę – usłyszałem w odpowiedzi i pewnie wszedłem do środka.
Minerwa siedziała przy biurku sprawdzając zapewne prace z transmutacji, przedmiotu z którego nie chciała rezygnować zostając dyrektorem szkoły.
- Pani profesor, na początku wakacji obiecałem przyjść do pani, jeśli tylko stanie się coś niepokojącego – profesorka spojrzała na mnie znad okularów i odłożyła prace na bok.
- Siadaj Draco – powiedziała wskazując krzesło naprzeciwko niej.
Usiadłem i nie czekając na zachętę aby mieć tą rozmowę za sobą od razu zacząłem opowiadać o mrocznym znaku.  Byłem wdzięczny, że ani razu mi nie przerwała. Swoją opowieść zacząłem od tego, że tylko naprawdę w ważnych sprawach Czarny Pan przywołuje swoje sługi w ten sposób, dzięki mrocznym znakom nie znając celu teleportacji możemy się tam znaleźć myśląc tylko i wyłącznie o bólu w przedramieniu.
- Jestem Ci wdzięczna, że postanowiłeś przyjść z tym do mnie. Oczywiście masz świadomość, że zakon zostanie o tym poinformowany ? – Zapytała patrząc prosto w moje oczy.
Wiedziała, że za moja odpowiedzią kryje się cos głębszego niż zwykłe potwierdzenie czy zaprzeczenie. Jestem śmierciożercą, na moim lewym przedramieniu mam mroczy znak, który jak widać daje o sobie znać, a na „swojego pana” donoszę zakonowi.
Nie byłem w stanie wypowiedzieć tego słowa więc tylko kiwnąłem głową.  „Tak” – teraz pomagam zakonowi.
-Dziękuję Draco, możesz odejść – McGonagall wróciła do poprawiana prac.
Gdy tylko zamknąłem za sobą drzwi zauważyłem drobną brunetkę znowu znikających w korytarzu. Nie myśląc wiele ruszyłam za tymi włosami.
- Granger – powiedziałem groźnie doganiając osóbkę. By nie mogła uciec szarpnąłem ją za rękę.
- W szpiega się bawisz Granger czy po prostu lubisz wciskać swój wścibski nos w bardzo nie swoje sprawy – powiedziałem łypiąc na nią groźnie.
- Nie wiem co masz na myśli Malfoy – w jej głosie było tyle samu jadu co w moim.
- Nie udawaj aż takiej głupiej.- Wtedy zauważyłem jak mocno ją chwyciłem , za mocno. Puściłem jej rękę, widząc zaczerwienienie na przedramieniu.
- Jestem prefektem naczelnym ty głupi ślizgonie i jak jeszcze nie wiesz, to mogę sobie spacerować po szkole gdzie chcę i kiedy chcę i rozdawać szlabany też mogę.
Zaśmiałem się w duchu. Czy ona myśli, że ja się przestraszę szlabanu, od niej. Ha ha ha.
Ostatni raz obrzuciłem ją morderczym spojrzeniem i ruszyłem w stronę schodów do lochu. Gdy byłem już prawie na pierwszym schodku usłyszałem za sobą wołanie. Odwróciłem się i zauważyłem Granger w tym samym miejscu w którym ją zostawiłem.
- Malfoy, nic nie widziałam ani nic nie słyszałam – powiedziała i odwróciła się na pięcie.
Blaise siedział rozwalony na łóżku i bawił się skradzionym zniczem.
- I jak Draco, co McSztywna powiedziała ? – zapytał się przyjaciel, gdy tylko zamknąłem za sobą drwi. W tym roku mieliśmy dla siebie całe dormitorium, jako że Crabbe i Goyle nie wrócili na ten rok do Hogwartu (na ich szczęście) a Nott jako prefekt naczelny miał własne pokoje.
- Powiem Ci stary, że od dzisiaj nieoficjalnie pomagam zakonowi – powiedziałem siadając w masywnym fotelu przy kominku.
Blaise spojrzał na mnie ze zdziwieniem, wiedział doskonale, że mam żal do śmierciożerców o matkę, ale nie miał pojęcia że aż tak wielki by pomagać  zakonowi.
Nie czekając długo podał mi butelkę z piwem kremowym. Tej nocy niewiele rozmawialiśmy, co muszę przyznać rzadko się zdarza.
Pierwszy tydzień szkoły przebiegł dość spokojnie, nie natykałem się na mieszkańców Gryffindoru na lekcjach, nawet na korytarzach zamku nie spotkałem Świętej Trójcy za co byłem losowi wdzięczny. Miałem od nich spokój aż do następnej lekcji eliksirów.
Znowu pracowałem z Granger przy jednym kociołku, ona kroiła i dzieliła składniki, ja je wsypywałem i mieszałem. Nie odzywaliśmy się do siebie co nam obojgu było na rękę. Wszystko było dobrze do czasu … Chciałem zabrać sproszkowany róg dwórożca który leżał po jej stronie ławki. Było gorąco, wszyscy pozwolili sobie na ściągnięcie szat szkolnych i zawieszenie ich przez krzesła (początek września i loch w którym gotuje się kilka kociołków). Właśnie wtedy zauważyłem na przedramieniu gryfonki żółty ślad, siniak który już schodził z jej skóry. Przełknąłem gule która momentalnie powstała w moim gardle. Wiedziałem, że dość mocno tydzień temu ją złapałem, nie zdawałem sobie sprawy jednak, że na tyle mocno by pozostał na jej ciele tak mocny siniak. Poczułem się zawstydzony, wiedziałem że to szlama ale jednak kobieta. 
Przypominałem sobie w głowie ten moment
Granger stojąca przy ścianie i patrząc mi hardo prosto w oczy, nawet nie próbowała wyrwać swojej ręki z mojego uścisku.
Oprócz zażenowania swoją postawa poczułem jeszcze … sam nie wiem co. Podziw dla szlamy ? Nie, to nie to.  Jednak byłem pod wrażenie, że nie dała poznać po sobie jak ją wtedy mój uścisk zabolał. Musiał zaboleć, patrząc na żółtego znikającego siniaka na jej cerze, wnioskuję, że bolało jak diabli.
Przed końcem lekcji wszedł do klasy jakiś młody gryfon.
- Panie profesorze, pani dyrektor prosi do swojego gabinety Draco Malfoy.- Powiedział niepewnie młodziak.
Kontem oka spojrzałem na swojego przyjaciela. Mina Blaise wyrażała moje myśli. Co ta starucha może teraz ode mnie chcieć. W pospiechu spakowałem się, i wstając na sekundę się zawahałem. Miałem już powiedzieć do Granger coś typu aby sama dokończyła ważyć eliksir bo pewnie przed końcem lekcji już nie wrócę. Ale ta ochota szybko przeszła. Skinąłem jej tylko głową a ona zaszczyciła mnie swoim nienawistnym spojrzeniem. Chyba nasze relacje się ocieplają- zakpiłem sobie w głowie i wyszedłem z Sali.

Zdziwiłem się wchodząc do gabinetu nauczycielki transmutacji. Czekała już tam na mnie wraz z Szalonookim , Lupinem i jakąś kobietą którą widziałem pierwszy raz na oczy. Ale zgaduję, że należała do Zakonu Feniksa.
- Siadaj Draco, mamy propozycję. – Powiedziała McSztywna.
***

Wiem , obiecałam dłuższe rozdziały ... no ale wybaczcie :)
Ale jest dłuższy niz poprzedni chociaż o ociupinkę więc widzicie, poprawiam się :) 
Pozdrawiam Was wszystkich :*
Abaune